Kordian po kolejnym wyrwaniu się spod wpływu Alfy zobaczył kolejne swoje ofiary. Zrozumiał, że trzeba to skończyć. Pól roku od mutacji, rok od porwania przez Watahe, 15 letni już Kordian wraz z Oscarem i Ritą postanowili sprzeciwić się działaniom bezwzględnej organizacji.
Pół roku od mutacji Kordiana, wszystkie siostry zaszły z w ciąże z chłopakiem. Kobiety stwierdziły, że aby jeszcze bardziej upokorzyć chłopaka zajdą z nim w ciążę. I tak chciały to zrobić by spłodzić nowe, silniejsze pokolenie nadludzi. Kordian wiedział, że jeśli narodzą się dzieci jego i Mrocznych Sióstr, świat może czekać zagłada. W połączeniu potęgi kobiet i zmutowanych genów Kordiana, jego braku zahamowań w zabijaniu i w dodatku że jest on wyjątkowy w jakiś sposób ich dzieci stały by się potężniejsze, groźniejsze i bardziej niebezpieczne od samych rodziców.
Zwerbowali paru innych porwanych i zaczęli podejmować ryzykowne kroki. Choć działali w tajemnicy i nikt z dowodzących nie wiedział o ich działaniach to wielu z przyszłych żołnierzy Watahy dowiedziało się o nich i zdecydowali się przyłączyć do drużyny 104. Po kilku dniach mieli już ponad setkę sojuszników. Jak w każdej tego typu sytuacji znaleźli się ich przeciwnicy, którzy chcieli donieść dowódcom o planach Kordiana i jego przyjaciół.
I choć Kordian zabronił eliminowaniu przeciwników swojego planu to wielu z jego sojuszników zabijało ich by nie zdradzili żadnych informacji o ich planie. Po 2 tygodniach za Kordianem stało 300 świetnie wyszkolonych osób pod bronią. Od 13 letnich dzieci po 40 letnich, doświadczonych w boju ludzi.
Każdy kto szedł za Kordianem sądził, że i tak nie ma na tamten czas innego wyjścia a lepsza śmierć w walce niż niekończące się tortury i krzywdzenie niewinnych.
Plan był szalony, bardzo trudny do wykonania i praktycznie bez szans na powodzenie.
Każdy wiedział, że nikt nie przeżyje, że każdy zginie prawie na pewno, że każdego biorącego w nim udział czeka śmierć. Kordian i jego drużyna dokładnie uświadamiali swoich sojuszników o tym by każdy wiedział na co się pisze. Taki przynajmniej plan znał Kordian. Nie wiedział, że jego sojusznicy mają własny, wspólny plan.
Plan Kordiana zakładał wywołanie chaosu przez bunt żołnierzy, wybiciu wrogów tylu ilu się da, jak największe osłabienie Mrocznych Sióstr, a jeśli nadarzy się okazja, zabić je. Gdy jednak któryś z buntowników przeżył ma on uciec jak najdalej będzie mógł, powiadomić odpowiednie służby, które zniszczyłyby osłabioną Watahe Śmierci i nie wracać po nikogo. Pozostać na stale w ukryciu, ułożyć sobie życie na nowo.
Po 3 miesiącach przygotowań przyszedł czas na atak. Jednak jak się okazało nie z zaskoczenia. Ktoś zdradził przywódczyniom plany Kordiana. Analija i jej siostry wiedziały, że chłopak przekonał sporą ilość żołnierzy do zdrady. Dlatego Kordiana i jego przyjaciół z drużyny wsadziły do więziennej izolatki.
W izolatkach spędzi 2 tygodnie. Byli podduszano ich, bito batami i biczami. A każdy z członków organizacji wiedział, jak biją ich przywódczynie. Ich baty biją tak, że oddziela mięso od kości, gdy uderzają w plecy.
Oscar, Rita i Kordian wiedzieli, że czeka ich śmierć za zdradę, jednak nie wiedzieli w jaki sposób umrą.
Po 2 tygodniach katowania wyprowadzono ich na plac treningowy na środku siedziby organizacji na pustyni. Na środku placu stały 3 słupy.
Mogli zginąć na kilka sposobów: przez powiezienie, przez strzał w tył głowy, przez rozstrzelanie karabinem w klatkę piersiową lub przez ścięcie głowy mieczem.
Gdy wyprowadzali drużynę 107 mieli oni opaski na oczach i skute z tyłu ręce.
Mord-Sith nakazały zdrajcom paść na kolana i przywiązały ich do słupów z rękami z tyłu.
Dokoła na czymś co przypominało trybuny siedzieli członkowie Watahy, w tym sojusznicy Kordiana.
W tamtym momencie członkowie drużyny 107 już
Wiedzieli, jak umrą – przez ścięciem mieczem za zdradę Watahy Śmierci. Gdy już wyrok zapadł, każda z sióstr powiedziała swój monolog przyszedł czas na wyrok.
Jako że to Kordian w większości namawiał do zdrady miał on zginąć jako pierwszy dla przykładu.
Jednak, gdy Analija zbliżała się do Kordiana z mieczem stało coś nie oczekiwanego.
Kordian jako pierwszy rozpoczął odliczanie:
- Trzy! – krzyknął głośno. Tym samym rozpoczynając bunt Zaraz zanim dołączyli do niego po kolej Rita i Oscar:
- Dwa!
- Jeden!
W czasie okrzyku Rite cała trójka oswobodziła swoje ręce, powstali z kolan i ruszyli do ataku, a za nimi ich sojusznicy – 370 żołnierzy.
To Kordian poprowadził ten bunt. To Kordian poprowadził swoich braci i siostry prosto do Piekła. Z tego powodu w późniejszym czasie Kordian był porównywany do Upadłego Archanioła Lucyfera – który niegdyś tak jak teraz Kordian poprowadził bunt przeciw swojemu Ojcu.
Walki na pustyni przemieszczały się często.
Kordian ruszył do ataku na czele niewielkiej armii buntowników. Pierwszy cios zadał, gdy starł się z Analiją. Choć kobieta była osłabiona przez aktualny stan ciąży nie dawała ona szans Kordianowi na jakikolwiek atak ani na odpoczynek.
Kordian wymieniał się w walce z innymi sojusznikami, którzy chcieli pomóc osłabić przywódczynie przestępczej organizacji.
Kordian zabijając 2 Mord-Sith obronił Oscara przed ich Agielami.
Mroczne Siostry mimo swojego stanu zdrowia nie oszczędzały się i najpierw wybijały pozostałych buntowników. Główna siedziba Watahy Śmierci mieściła się na pustyni Saharze. Oddzielał ją od pozostałej części pustyni wielki mur, wysoki na 50 metrów i szeroki na 15 km.
W północnej części ich bazy znajdował się most postawiony na wzmocnionych wzniesieniach łączący wschodnią część bazy z zachodnią. Za mostem znajdowały się zmodyfikowane Hummery H1 przystosowane do jazdy po dużych piaskach, które pozwoliłyby uciec tym którzy przetrwają bunt które znajdowały się ok. 8km mostu. Stały one przy jednej z bram wyjazdowych, właściwie przygotowane już do ataku.
Buntownicy musieli jedynie przejść między filarami mostu pod nim. Jednak był najtrudniejszy etap planu, ponieważ na moście czekali już snajperzy i strzelcy z bronią automatyczną. Była to najlepsza pozycja to ostrzelania zdrajców. Kordian biegł widząc jak przed nim i po bokach giną jego sojusznicy. Za nim biegła Rita z Oscarem. Wielu z buntowników próbowało wbiec na wzniesienia mostu by wbiec na niego i wyeliminować strzelców jednak i ci zostali zastrzeleni zanim w ogóle dotarli do połowy wzniesienia.
Mimo tylu wielu strat buntownicy dalej próbowali. W szaleńczym biegu na most a właściwie pod most zginęła ponad setka bojowników.
Drużynie 107 i pozostałym walczącym udało się przekroczyć most jednak do Hummerów pozostało ok. 6.5km biegu pod ostrzałem.
W końcu Kordian po zabiciu kolejnego z żołnierzy zatrzymał się i zauważył, że jedna z Mrocznych Sióstr – Cara walczy z 5 osobową grupką jego sojuszników. Stwierdził, że to idealna okazja do ataku, gdy jest ona skupiona na tamtej grupie. Kordian powoli przyspieszając wysunął swój miecz do tyłu, robiąc nim kolisty ruch do rozgrzania nadgarstka ruszył do ataku.
Gdy do niej dobiegał, Cara zdążyła już zabić czwartą osobę z grupki. Kordian przyspieszył. Biegł bezszelestnie dzierżąc swój miecz. Cara zauważyła go, odwróciła się twarzą w jego stronę, szykując swe Agiele na starcie.
Kordian był już blisko, gdy już miał wycelowany miecz w serce Cary, między niego a kobietę wskoczyła Rita. Rozkładając szeroko ręce jakby chciała uchronić Care od ciosu własnym ciałem, tym samym samej nabijając się na miecz Kordiana. Chłopak, mimo że nie chciał tego zrobić, nie zdążył się zatrzymać ani jakkolwiek zareagować, ponieważ Rita wskoczyła między nich tuż przed starciem. Jego miecz wbił się głęboko w serce i przeszył dziewczynę na wylot.
Rita zdołała jedynie krztuszącym się głosem wyszeptać:
- K…Ko…Kordian…
Z ust dziewczyny spływała krew.
Z oczu Kordiana popłynęły łzy i gdy wyciągał miecz z ciała Rity, oboje osunęli się na ziemie. Kordian nie mógł uwierzyć co przed chwilą się stało. Wiedział, że wiele osób zginie, jednak miał nadzieje, że to on zginie przed przyjaciółmi. Wiedział też, że wcześniej Rita zdradziła ich ale nie sądził że jej zdrada posunęła się tak daleko że będzie broniła którąś z Mrocznych Sióstr nawet za cenę życia.
Cara widziała całe zdarzenie następnie pobiegła dalej wesprzeć siostry w walce.
Oscar również był świadkiem całego zdarzenia. Zatrzymał się na zniżonym placu treningowym, nie mogąc uwierzyć w śmierć ukochanej z ręki przyjaciela. Nie dopuszczał do siebie takich myśli, mimo zobaczenia tego na własne oczy. Nie wiedział, że biegnie za nim Analija na wzniesieniu.
Kordian wiedząc jak ważna była Rita dla Oscara zobaczył w jego spojrzeniu tyle sprzeczności, że trudno było je opisać. Kordian zobaczył w oczach Oscara pragnienie zemsty i śmierci przyjaciela, ale i wybaczenia. Chęć ogromnego rozlewu krwi, ale i pokoju. Pożądania mocy, ale i spokoju ducha. Swojej śmierci, ale i kurczowo trzymać się życia.
Kordian zauważył Analije rozpędzoną i skaczącą ze wzniesienie w stronę Oscara z mieczem w dłoni i krzyczał do Oscara by uważał, że Analija jest za jego plecami, jednak on nie posłuchał. Dalej stał jak wryty patrząc na Kordiana. Gdy zorientował się co się dzieje, wybudził się z koszmaru i krzyknął do Kordiana:
-Uciekaj!!
Analija doskakując do Oscara zabiła go odcinając szybkim ruchem jego głowę.
Kordian biegnąć krzyczał:
-Nieee!!
Jednak było już za późno. Dwóch jego najlepszych przyjaciół zginęło w walce, z czego jeden z jego własnych rąk. Kordian wpadł w szał. Chwycił za pistolet Taurus PT92 przy pasie i cały magazynek wystrzelił w stronę Analiji. Kilka kul doszło celu. W tym jedna w prawe oko Analiji, tym samym odbierając wzrok w oku kobiety.
Po tym zdarzeniu pozostałe siostry dołączyły do Analiji i otoczyły Kordiana. Chłopak w szaleńczym transie, nie wahając się atakował wszystkie na raz. Jego miecz raz po raz zderzał się z mieczami Mrocznych Sióstr. Kordian uderzał szybko, raz jedną raz drugą kobietę. W końcu trafił wszystkie kobiety w brzuch i jego okolice. Tym samym zabijając własne, nienarodzone dzieci. Nie chciał tego robić, ale wiedział, że nie ma innego wyjścia. Wiedział, że jeśli się narodzą świat czeka zagłada.
Gdy kobiety leżały na ziemi sparaliżowane bólem fizycznych ran i bólem utarty dzieci, Kordian pobiegł w stronę samochodów chwiejąc się po drodze. Zauważył, że był ostatnim żywym buntownikiem, że tylko on został przy życiu.
W końcu dobiegł do jednego z Hummer’ów. Choć przywódczynie Watahy były osłabione i same nie ścigały Kordiana, pozostali żołnierze ruszyli w pogoń za chłopakiem.
Kordian wsiadł do samochodu, odpalił silnik i szybko ruszył z miejsca. Za nim dojechał do bramy pościg wystrzelił kilka rakiet, które trafiły tył samochodu. Ludzie Watahy Śmierci ścigali Kordiana jeszcze przez 8 kilometrów jednak po skontaktowaniu się z wyższymi rangą, porzucili pościg i zawrócili do bazy. Kordian wyjechał na otwartą przestrzeń na pustyni.
Po trafieniu rakietami w tył samochodu Kordian Hummerem przejechał 16km. Potem porzucił auto i szedł przez Sahare pieszo.
W połowie drogi skończyły mu się zapasy wody i jedzenia. Co 2-3km mdlał na środku pustyni i padał na piach. Był wtedy nie przytomny ok. godzinę. Jednak za każdym razem, po każdym upadku ze zmęczenia i braku wody podnosił się bo obiecał sobie, że jeśli ma umrzeć to tylko w swoim ojczystym kraju. Podnosił się też dlatego, że pamiętał o obietnicy w swoim planie. O powiadomieniu zewnętrznego świata o działaniach Watahy. Podnosił się z pamięci tych którzy za niego umarli. Podnosił się bo coraz bardziej rozpalała się w nim rządza zemsty.
Gdy wchodził na wzniesienia z dość dużych wydm, jego nogi odmawiały posłuszeństwa i chłopak staczał się na sam dół, nie mogąc się utrzymać z braku sił. Gdy po jakimś kwadransie budził się znowu wchodził na wydmy i znowu się staczał i tak kilka razy aż w końcu udało mu się wejść na szczyt wydmy.
Miał ze sobą lokalizator GPS dzięki któremu wiedział w którą stronę iść. A obserwując nocą gwiazdy potwierdzał tylko wskazówki urządzenia. Dzięki temu że GPS chłopaka był zasilany na baterie słoneczne, miał pewność że nie straci urządzenia.
Gdy tak szedł przed siebie trafił na burze piaskową, z której nie mógł uciec z braku sił. Padł na piach i leżał do końca burzy. Gdy się skończyła, wstał z pod warstwy piachu i szedł dalej.
Gdy był jakieś 122km od celu zemdlał na pustynnym piachu i długo nie odzyskiwał przytomności.
Widział jedynie przez chwile, że nad jego ciałem krążą po niebie jakieś ptaki, być może sępy.
Gdy tak leżał na piasku nie świadomie, doświadczał nowego cierpienia, już nie ze strony ludzi a ze strony natury. Żar chłonął jego ciało bez ustanku. Usta miał bardzo mocno wysuszone, na twarzy pojawiły się ślady poparzeń.
W końcu Kordiana znaleźli jacyś ludzie, hiszpańska para 28 letnia Dolores García, szczupła, wysoka, niebieskooka brunetka. I jej narzeczony 30 letni Nicolás Martínez, wysoki, dobrze zbudowany zielonooki brunet. Dolores i Nicolás byli na wakacjach w Egipcie, jednak postanowili zwiedzić trochę pustynie z przewodnikami.
Znaleźli chłopca leżącego na piasku, widać było, że leżał tam co najmniej kilka godzin, myśleli, że jest martwy.
Jednak po sprawdzeniu pulsu, stwierdzili, że jest ledwo wyczuwalny. Zabrali go ze sobą. Ze względu na Egipskie warunki nie zabrali chłopaka do szpitala a do swojej willi.
Leżał nie przytomny kilka dni. Dolores w tym czasie go opatrzyła i zmieniała opatrunki. W dziewczynie było widać coś w rodzaju matczynej troski.
Ona jak i jej partner byli mocno zdziwieni szybkością regeneracji ciała chłopaka.
Z GPS’u który miał przy sobie dowiedzieli się, że Szedł Saharą ponad 3 tygodnie. Z postoju dłuższego niż inne wnioskowali że w połowie drogi zabrakło mu jedzenia picia, co tłumaczyło wychudzenie i bardzo duże odwonienie. Przeszedł wtedy prawie 750 kilometrów. Co było według nich nie wykonalne dla zwykłego zdrowego człowieka.
Kordian ponownie ujrzał jak Analija ucina głowę Oscara i ponownie zobaczył jak jego miecz przebija serce Rity.
Znowu usłyszał jej słowa coraz to mroczniejszym, groźniejszym i straszniejszym głosem:
- K…Ko…Kordian…Kordian! Kordian!
I wtedy chłopak zerwał się z łóżka z krzykiem.
Dolores prędko przybiegła do pokoju, w którym leżał Kordian a za nią przybiegł Nicolás. Zaczęła wypytywać kim jest, co się stało, skąd wziął się na środku pustyni, skąd te wszystkie rany.
Z niehumanitarnych metod nauki Watahy, Kordian znał hiszpański wiec wszystko im wyjaśnił i opowiedział co się wydarzyło. Para długo nie chciała uwierzyć w to co mówił chłopak, twierdzili, że to wszystko to tylko wymysł jego umysłu. Że to tylko kontynuacja fatamorgany jakie miewał Kordian na pustyni, tak jak te, gdy widział jezioro czystej wody, gdzie go w rzeczywistości nie było. Jednak po dłuższym zastanowieniu to co mówił tłumaczyło jak przeszedł tyle kilometrów, skąd jego blizny na ciele oraz szybkości regeneracji ciała.
W końcu nastąpiło coś co łatwo było przewidzieć. Ludzie Watahy znaleźli miejsce, w którym ukrywa się Kordian. Bezszelestnie wśliznęli się na posesje pary.
Kordian wyczuł, że coś jest nie tak. Że już za chwile stanie się tu śmiertelnie niebezpiecznie. Zerwał się z łóżka, zabrał swoją torbę z bronią i kazał parze zakochanych ukryć się w najwyższym pokoju w ich domu.
Sam wyszedł na ogród dostrzegając, że do domu zbliża się dziesięcioosobowa grupa. Ukrył się między leżakami i z zaskoczenia zaatakował 2 żołnierzy. Wbił im noże w kark i powoli opuścił na ziemie ich ciała. Kolejnych trzech zabił strzelając w klatkę piersiową 2 kulami i jedną w głowę. Z kolejnymi trzema żołnierzami skonfrontował się już twarzą w twarz. Jeden z nich wbił chłopakowi sztylet w udo, jednak nie długo nacieszył się zwycięstwem, ponieważ Kordian wyją ostrze z uda i rzucił w mężczyznę trafiając w oko. Pozostałej dwójce skręcił kark. Dwoje ostatnich napastników postrzeliło Kordiana w lewą nogę i prawy bark, jednak i to im nie pomogło. Kordian odebrał bronił jednemu i zabił drugiego strzelając w głowę. Ostatniego zabił strzelając w 3 pociski w głowę.
Chłopak mimo ran, chwiejąc się wbiegł do domu i krzyknąłby Nicolás i Dolores zeszli na dół.
Gdy byli już przy Kordianie ogromnie zmartwili się jego kolejnymi ranami. Jednak chłopak powiedział, żeby się nim nie przejmowali. Powiedział też:
- Nie jesteście tu już bezpieczni. Nie możecie tu zostać. Będą się na was mścić za pomoc mi. Nie możemy trzymać się razem. Będą mnie ścigać. Wyjedźcie stąd najlepiej do stanów.
Dolores spytała z rozpaczą:
- A co z twoimi ranami? Trzeba je opatrzeć.
- Nie ma teraz na to czasu! – Wykrzyczał Kordian pospiesznie pakując torbę.
Po 30 paru minutach cała trójka wsiadła do samochodu i odjechała, Nicolás prowadził.
Następnie Kordian oddzielił się z pary w porcie lotniczy Hurghada. Z tamtą z paroma przesiadkami wrócił do kraju.
Rozdział VI - "Powrót do domu"
Po przejściu pieszo Sahary, Kordian w przyszłości otrzymał kolejne imiona. Był nazywany Dzieckiem pustyni, Dzieckiem burzy czy też Dzieckiem piasku.
Gdy w końcu wrócił do kraju czekała go niemiła niespodzianka. Na lotnisku w jego rodzinnym mieście roiło się od ludzi Watahy.
Czelinawa no średniej wielkości miasto położone na północy śląska.
Kordian starał się ukrywać wychodząc z samolotu jednak nie dało się ominąć strażników.
Czterech żołnierzy rozpoczęło ostrzał jednak żaden pocisk nie dotarł celu. Jednak w końcu około 20 żołnierzy rzuciło się kupą na Kordiana, powalając go na ziemie i obezwładniając. Wtedy z tłumu pozostałych żołnierzy wyłoniła się Cara. Ośmiu żołnierzy przytrzymywało kończyny Kordiana, każdą po dwóch ludzi. Trzej kolejni przyciskali chłopaka do ziemi.
Cara klęcząc przed głową chłopaka spojrzała na niego i wyciągając strzykawkę wbiła igłę w kark chłopaka. Kordian jeszcze próbował się szamotać jednak po kilkunastu sekundach stracił przytomność.
Wataha Śmierci używała dwóch środków do obezwładniania swoich ofiar.
Pierwszy środek działał w taki sposób, że najpierw odbierał ofierze głos. Ofiara mogła ledwie szeptać. Miało to zapobiec krzyków ofiary nawołujących do pomocy. Następnie paraliżował całe ciało ofiary odbierając ostatnie szanse na ucieczkę czy inne reakcje.
Drugi środek paraliżował jedynie dolne i górne kończyny. Następnie spowalniał funkcje życiowe by ofiara żyła, ale nie miała siły walczyć. Pozostałe części ciała nie były paraliżowane.
Kordian obudził się w hali starej huty. Był przywiązany łańcuchami do dużego stołu. Wokół niego znów stały wszystkie siostry. Prawdomównie chciały dokończyć naznaczanie chłopaka które rozpoczęły przed mutacją. Wtedy chłopak im przerwał łamiąc jedno z ostrzy na dwie części. Teraz Analija miała tylko jedną część ostrza, druga przepadła bez śladu.
Analija znów weszła na stół i na Kordiana. Chwyciła za ostrze i zaczęła ryć kolejne rany, tym razem na twarzy chłopaka.
Kordian krzyczał wyrywał się, jednak bez skutku. Pozostałe siostry postanowiły go przetrzymać by tym razem się nie wyrwał.
Analija wyryła krzyże pod oczami Kordiana. Jednak na prawym oku rana ciągnęła się spod oka od krzyża, przez całe prawe oko. Tym samym odbierając wzrok chłopakowi w prawym oku. Analija przypaliła te rany rozgrzanym metalem w kształcie krzyża, z dłuższym ramieniem pionowym na prawym oku . Chłopak krzyczał przez dłuższą chwilę bez przerwy.
- Teraz nosisz znamiona zdrajcy! – Oznajmiły wszystkie siostry.
Wyryły mu je, ponieważ Kordian dokonał czegoś niemożliwego – uciekł z Watahy Śmierci. Czego nikt nikt nigdy nie mógł dokonać. Nikomu się nigdy nie udało uciec. Każdy kto próbował, ginął straszną i długą śmiercią. Z tego słynęła Wataha w półświatku.
Wtedy to Kordian został uznany za zdrajcę .
Wyryły mu je by pamiętał, że Watahy Śmierci się nie zdradza . By każdy kto go spotka wiedział, że jest zdrajcą .
Kordian z zakrwawioną twarzą w końcu i tym razem się oswobodził. Chwycił z karabin leżący na stole obok i zabił kilu strażników wybiegając. Chodź biegł ciężko było mu się ruszać z bólu.
Uciekając wpadł na maskę nadjeżdżającego samochodu a następnie stoczył się do małej rzeki pod mostem obok. Przeczekał tam 15 minut. Potem powoli i skrycie szedł do najbliższego szpitala.
Tam go opatrzyli i zatrzymali na obserwacji ze względu na dwa złamane żebra i lewą rękę. Ku zdziwieniu lekarzy kości Konrada zrosły się w 2 dni.
Gdy tylko poczuł się lepiej uciekł ze szpitala nie wyjaśniając skąd blizny na jego ciele i jak to możliwe, że jego złamane kości tak szybko się zregenerowały.
Następnie poszedł na ryneczek, nie zauważalnie ukradł ciemną bluzę z kapturem i coś do jedzenia. Potem poszedł prosto na najbliższy komisariat, który znajdował się niedaleko budynku Żandarmerii Wojskowej.
Poszedł do jednych i do drugich. Opowiedział wszystko co go spotkało. O porwaniu, przetrzymywaniu i torturach Watahy. Że organizacja ma swoje macki dosłownie wszędzie. Od mafijnych bossów po polityków. Być może nawet między nimi (żandarmami) mają swojego szpiega. I o tym, że Wataha Śmierci zmusza ludzi – mężczyzn, kobiety i dzieci do porywania i mordowania niewinnych.
Na początku nikt nie chciał mu uwierzyć, jednak jako dowód pokazał im swoje blizny. Akurat blizn na twarzy nie dało nie zauważyć. Następnie pokazał im GPS który miał ze sobą podczas wędrówki przez pustynie.
Chodź wydawali się nie być przekonani do historii Kordiana i uważali, że jest chory psychicznie a jego blizny są skutkiem samookaleczania, policjanci i żandarmi przyjęli zgłoszenie i zaczęli działa. Zapewnili Kordiana, że dowiedzą się co tu się dzieje i będą go informować.
Spytali, czy ma gdzie mieszkać i zaproponowali, że załatwią mu tymczasowy dach nad głową. Jednak chłopak odmówił i powiedział im, że wróci do ośrodka, w którym przebywał ponad rok temu. Do tego samego, gdzie się zaczął jego koszmar. Do tego samego, gdzie Wataha Śmierci ma największy wpływ i gdzie znalazła go Cara.
Za nim wrócił do ośrodka, przeliczył broń i amunicje zabraną z bazy Watahy. Nazajutrz skontaktował się z kilkoma podopiecznymi ośrodka, którzy wiedzieli co się tam dzieje i sprzeciwiali się temu. Zrelacjonowali jak aktualnie wyglądają dyżury wychowawców, gdzie spędzają najwięcej czasu, gdzie jest ich najwięcej. Przedstawili mu też aktualny plan budynku wraz z zakamarkami o których nieliczni wiedzieli.
Kolejnego dnia, pod osłoną nocy, Kordian uzbrojony w 2 miecze, 2 pistolety ASG WE GBB MK z tłumikami i 30 sztuk noży w czasie pełni księżyca wspiął się na budynek ośrodka i obserwując pusty plac, ocenił czy wszyscy już śpią. Panowała całkowita cisza. W niektórych pokojach paliły się małe lampki, jednak Kordian wiedząc że niektórzy podopieczni mają problem z zaśnięciem gdy jest całkowicie ciemno, nie przejmował się tym zbytnio. Szedł głównym korytarze tak bardzo cicho, że jego kroki nie były w ogóle słyszalne. Ciszy tej nie zakłóciły nawet skrzypnięcia podłogi.
Lekko i po cichu uchylając drzwi wszedł do pierwszego pokoju. Spała tam jedna z wychowawczyń ośrodka. Wysoka, szczupła brunetka. Spała na plecach spojonym snem. Chłopak wiedział o każdym wychowawcy współpracującym z Watahą Śmierci.
Podszedł do jej łóżka, przyłożył klingę swojego miecza do szyi kobiety. Zrobił to tak delikatnie, że gdyby nie fakt że chciał ją obudzić lekko przesuwając ostrze miecza po jej szyj nie obudziła by się. Kordian obudził tym kobietę by patrzeć jej prosto w oczy gdy będzie umierała, by wiedziała z czyjej ręki zginie. Wychowawczyni obudziła się i zaskoczonym jeszcze zaspanym wzrokiem spojrzała na chłopaka.
Spostrzegając zimny metal na swojej szyj szybko się rozbudziła. Kobieta chciała zacząć krzyczeć by wezwać pomoc i błagać o litość jednak nie zdążyła. Kordian przeciągnął szybkim ruchem miecz po szyj kobiety tym samym podrzynając jej gardło. Chłopak stał na kobietą i obserwował jak ulatuje z niej życie.
Następnie po chwili wyszedł z pokoju i szybkim krokiem pobiegł po cichu do następnych pokoi. Kilka wychowawców obudziło się. Zaczęli krzyczeć jednak i tak nie udawało się im uciec przed mieczami i nożami Kordiana. W 14 pokoju wychowów były 3 osoby – 2 kobiety o jasnych włosach i mężczyzna dość dobrze zbudowany o ciemnych włosach. Kordian zastrzelił kobiety a mężczyznę zabił przecinając klatkę piersiową od prawej górnej strony do lewej dolnej po skos. Upadając mężczyzna zrobił długą dziurę w ścianie z karton gipsu, wysoką na ok. 50cm.
Gdy pozostali przy życiu wychowawcy zaczęli wybiegać z krzykami na główny korytarz z myślą ratunku. Podopieczni spali w swoich pokojach lub celowo udawali, że nic nie słyszą by ich oprawcy otrzymali odpowiednią karę.
Jednak nastolatek wbiegał miedzy uciekających wychowawców ośrodka i szlachtował ich niczym świnie które same wybiegły na rzeź. A kule latały bez głośnie dosięgając swych ofiar. Krew ofiar tryskała wszędzie, z tego powodu chłopak miał na twarzy długą smugę krwi, ale nie tylko na twarzy a i na ubraniu i mieczach.
Po kilku chwilach chłopak spostrzegł że wszystkie jego ofiary nie żyją, poza dwoma kobietami, które były w głównym pokoju wychowawców. Pokój ten był dość duży i przypominał bardziej salon z dodatkowymi łóżkami i dużym dywanem na środku.
Marianna i Wioletta, wysokie, zgrabne brunetki klękały w spokoju na środku dywanu.
Zdziwiony chłopak wszedł do pokoju spokojnym krokiem lecz z podejrzliwym wyrazem twarzy, nie ufał im.
- Dlaczego nie uciekacie? – spytał chłopak krążąc wokół kobiet.
- Bo to nie uniknione – tu jedna z kobiet podniosła pełny pewności siebie wzrok na chłopaka – czyż nie?
- W co ze mną pogrywacie? Gdzie jest Cara?! Gdzie jest Analija?! Gdzie pozostałe?! Wiem, że ich tu nie ma.
- Są tam gdzie ich nie dosięgniesz, a przynajmniej nie teraz.
- Mówcie! Gdzie one są?! – Kordian przyłożył dwa miecze do gardeł obu kobiet.
- Zabij nas i nie pytaj. W krótce sam się przekonasz do czego jesteś zdolny i po co tu jesteś – odpowiedziały kobiety.
- Cholera! Już drugi raz ktoś mi mówi, krótce sam się przekonam, już drugi raz ktoś mówi coś podobnego! Czego chcecie? O co tu chodzi?! – wykrzykiwał pytania Kordian.
- Nie pytaj, zakończ już to. Nasz ból będzie niczym w porównaniu co czeka Ciebie – kobiety spuściły wzrok.
Kordian stanął za nimi z mieczem w rękach i jakby do siebie:
- Mam nadzieje, że Bóg mi wybaczy!
Po masakrze Kordian ukrył się na dachu po czym padł na kolana i zwymiotował.
Po kilku minutach z budynku wyszło około 30 podopiecznych ośrodka i zaczęli w ciszy obserwować swojego wybawcę stojącego na dachu.
Po chwili Kordian zszedł do nich, zaczęli rozmawiać. Mimo, że Kordian odmówi ich pomocy przy ukrywaniu ciał by nie wplątywać ich w te sprawę, podopieczni i tak mu pomogli.
Nazajutrz Kordian powiadomił policje, że wszyscy opiekunowie ośrodka zniknęli bez śladu. Do ośrodka przyjechały 3 patrole policji.
Choć ciał ofiar nie znaleźli to pozostałe dowody jasno dały znać kto stoi za zniknięciem tych ludzi. Jednak policjanci, którzy zajęli się tą sprawą zdawali się, mimo że wiedzą kto jest mordercą nijak nie reagować.
A to dlatego, że właśnie ci policjanci i ich zwierzchnicy byli sługami Watahy Śmierci. Przez co Kordian miał pewnego rodzaju gwarancje nietykalności ze strony służb, a przynajmniej, jeśli chodzi o łamanie prawa.
Kordian nie pamiętał dwóch wydarzeń z czasów Watahy.
Pierwsze było związany z Dzikim Gonem. Choć Kordian wiedział jedynie,
że z jakiegoś powodu stał się jednym z Czerwonych Jeźdźców i razem z Gonem podróżował i polował na ofiary,
to nie wiedział co dokładnie tam robił i jak się wyrywał z objęć Dzikich jeźdźców.
Drugie wydarzenie było związane z tytanami.
Jednak Kordian nic nie pamiętał.
Po kilku dniach do ośrodka wychowawczego zostali skierowani nowi opiekunowie.
Tym razem spoza Watahy, prawdziwi, normalni opiekunowie z powołaniem.
Kordian, mimo że to właśnie w tym ośrodku zaczęło się jego piekło,
postanowił pozostać w ośrodku i tam zamieszkać.
I tak musiał to zrobić z racji, że był nie pełnoletni.
Główną wychowawczynią ośrodka a jednocześnie opiekunką Kordiana była Emilia – 30 letnia, wysoka, blondynka.
Zdawała się poważnie podchodzić do swojej pracy i starała się pomagać swoim podopiecznym.
Gdyby nie zgłoszenie na policji o zaginięciu Kordiana po porwaniu przez Watahe,
które złożyli starzy znajomi chłopaka ze szkoły to policja nie rozpoznałaby go i nie pomogli mu wrócić do miasta.
Jego przyjaciel 18 letni Radek Witkowski - wysoki brunet o krótkich włosach i niebieskich oczach, ma dziewczynę rok młodszą Julie.
Jest rozrywkowy, żartobliwy, ale potrafi być poważny.
Daria Andrzejewska – 18 letnia, niebieskooka, wysoka blondynka o średniej długości włosów. Wesoła i troskliwa dziewczyna, która zawsze dba o każdego. Ma o 2 lata młodszego brata Oskara.
Wysoki chłopak o krótko ściętych blond włosach.
Róża Jaworska – 16 letnia wysoka, zielono oka, brunetka o długich włosach. Ma siostrę 12 letnią, Aleksandrę.
Średniego wzrostu ciemna blondynka.
Rozalia Górecka – 18 letnia, wysoka, długo włosa brunetka.
16 letni Olaf Michalak – średniego wzrostu, krótko obcięty blondyn.
19 letni Kornel Górecki – wysoki, krótko obcięty ciemny blondyn.
16 letni lekko nerwowy Kazimierz Zawadzki o krótkich ciemno blond włosach.
Przyjaciele Kordiana chodzili do technikum.
W budynku, w którym mieści się technikum, znajdują się również sale wykładowe dla studentów studiów wyższych.
Kordian postanowił kontynuować naukę i rozpoczął rok szkolny w tym technikum na kierunku informatycznym.
Część jego przyjaciół była tylko jedną klasa wyżej a część dwie klasy od niego.
A to ze względu na porwanie przez Watahe i niemożność nauki.
Poznał tam Paulinę Storczyk – 22 letnią brunetkę, zgrabną, wysportowaną studentkę 3 roku studiów medycznych specjalizacji neurologia.
Z czasem zaczęli wymieniać sporo zdań miedzy lekcjami a wykładami,
jednak chłopak trzymał Paulinę na dystans z uwagi na jego nie tak dawną przeszłość.
Pewnego dnia gdy Kordian wyszedł ze szkolnej siłowni by pójść do szatni po dodatkową wodę złapał go silny kaszel.
Po chwili zwykły aczkolwiek silny kaszel przerodził się plucie i kaszlenie krwią. Kordian poczuł ogromny ból głowy, lewego oka a po kilku chwilach i serca.
Czuł piekący ból w klatce piersiowej. Nie mogąc złapać tchu kurczowo złapał się za koszulkę. Myślał, że to zawał.
Chwiejąc się podparł się ręką o ścianę a następnie upadł na ziemie cały czas kaszląc krwią. Na podłodze powstała duża plama krwi, która powiększała się z każdą kroplą ściekającą z jego ust.
Po kilku minutach napadu krwistego kaszlu, chłopak zemdlał. Znalazł go Radek który wyszedł z siłowni sprawdzić dlaczego Kordian tak długo nie wraca.
Zastał przyjaciela leżącego nie przytomnie na podłodze a obok kałuże krwi do której prowadziło kilka mniejszych plam od drzwi siłowni.
Przyjaciel Kordiana natychmiast zawołał resztę paczki i zadzwonił na pogotowie.
W karetce chłopakowi 2 razy zatrzymało się serce, ale na szczęście ratownikom udało się przywrócić bicie serca.
W szpitalu, lekarze zdecydowali się na wprowadzenie Kordiana w stan śpiączki farmakologicznej.
Trwała ona ponad tydzień.
Gdy się wybudził, lekarze zlecili kilka bardziej szczegółowych badań.
Po kilku dniach przyszły wyniki tych badań. Lekarz przedstawił co z nich wynikało w obecności Kordiana,
jego wychowawczyni z ośrodka - Emilii i jego przyjaciół przyjaciół.
Kordian siedząc na łóżku szpitalnym z poważną miną do doktora zwrócił się z prośbą:
- Panie Doktorze, nie jestem już małym dzieckiem. Proszę mówić jak jest naprawdę. Jak bardzo źle i poważnie ze mną jest?
- Skoro tak, to może od razu przejdę do rzeczy – poważnie odpowiedział doktor.
- Wyniki badań wykazały pewne nieprawidłowości w małych naczyniach krwionośnych. Najprawdopodobniej chorujesz na poważną i dość rzadką chorobę dróg oddechowych.
Naczynia krwionośne w twoich płucach walczą z martwicą. Są na tyle uszkodzone, że krew zaczyna wyciekać z naczyń.
Ta choroba doprowadza do poważnego uszkodzenia nerek, serca oraz płuc. Kaszel krwią to klasyczny objaw ściśle związany z tą chorobą.
Dzieje się tak ponieważ organizm osoby chorej zaczyna się bronić.
Dzięki temu nie dopuszcza by osoba chora nie udusiła się własną krwią.
Choroba w przeciwieństwie do innych chorób dróg oddechowych oszczędza górne drogi oddechowe i uszkodzeniem naczyń znajdujących się głęboko w płucach.
Chorobę te dziedziczy się genetycznie a szanse na przeżycie chorych 5-u lat nie przekracza 25%. I choć chorują głównie ludzie po 50 roku życia to na świecie są udokumentowane przypadki młodszych pacjentów.
Jest to choroba dość rzadka, bo w Europie odnotowane zaledwie 0.13% chorujących na tę chorobę.
- Czyli ile mi pozostało, ale tak szczerze? – Spytał Kordian z powagą, smutkiem.
- Tak jak mówiłem, nie więcej niż 5 lat.
- A za ból w klatce piersiowej i bóle oczu też odpowiada ta choroba? – spytał młody pacjent ze zrezygnowaniem.
Lekarz spoglądając na wyniki badań odpowiedział:
- Tak, jednymi ze skutkami choroby jest zawał serca.
- Zawał w tak młodym wieku? – wtrąciła opiekunka chłopaka. Lekarz kiwnął głową twierdząco.
- Czyli mogę umrzeć wcześniej na zawał pomijając limit pięciu lat?
- Przykro mi, ale tak. Jednak wcześniej bardzo możliwa jest ślepota.
I sądząc po badaniach najszybciej nastąpiłaby ślepota prawego oka, jednak z powodu blizny i jego braku najszybciej stracisz wzrok w lewym oku.
Choroba ta wpływa również na oczy. Możliwy ból oczu, zapalenie twardówki czy krwawienie spod oka oraz pogorszenie wzroku.
- Czy da się to jakoś leczyć? – spytała zmartwiona Daria.
- Niestety…można jedynie zmniejszyć skutki choroby by uśmierzyć ostatnie lata. Postaramy się jak najszybciej wprowadzić leczenie jednak trzeba się liczyć z pewnymi decyzjami.
By pomóc choremu w codziennym życiu zaleca się przyjmowanie kombinacje różnych specjalnych lekarstw, którym zadaniem jest stłumienie a często całkowite wyłączenie układu odpornościowego u pacjenta.
Jednak wtedy konieczne jest stosowanie dodatkowych lekarstw aby uchronić pacjenta przed innymi infekcjami. – objaśnił lekarz.
- Czyli przez ostanie lata życia, dzień w dzień będę brał tony tabletek? Cudownie… - z sarkastycznym smutkiem stwierdził Kordian.
Po 2 tygodniach, które Kordian spędził w szpitalu na przemyśleniach co dalej, wyszedł ze szpitala.
Gdy jego stan w miarę się ustabilizował Radek zaprosił go na imprezę zapoznawczą z innymi z klas Kordiana, jego przyjaciół i kilku roczników medycznych szkoły wyższej.
Między innymi Pauliny. I choć Kordian miał dopiero 15 lat i chorował na bardzo poważną chorobę, chłopak postanowił pójść na imprezę i upić się do nieprzytomności mimo wieku może nie pierwszy raz,
bo jednak w szajce Mrocznych Sióstr był pojony alkoholem mimo iż nie chciał pić, to miał to być jego ostatni raz gdy alkohol tknie jego usta.
Impreza zapoznawcza odbyła się w piątek wieczór, w klubie nocnym. Balangowicze wynajęli cześć klubu na ten wieczór.
Gdy biesiadnicy rozmawiali śmiejąc się i dogryzając sobie w żartach, Kordian rozmyślał co dalej.
Jeden ze studentów ogłosił by ich młodsi koledzy i koleżanki przedstawili się by było łatwiej.
- Siemka, jestem Kordian mam 15 lat – szybko przedstawił się trzymając duszy kufel piwa.
Na to Paulina zszokowana spytała z troską:
- Mam nadzieje, że to bezalkoholowe?
- Nie, dzisiaj muszę się napić. – odpowiedział stanowczo chłopak z poważną miną.
Po ok. dwóch godzinach większość imprezowiczów była już dość mocno podchmielona. Wkrótce do pijanego, ale dalej przytomnego i przygnębionego Kordian dosiadła się Paulina.
Kobieta w przeciwieństwie do kolegi z technikum była dość mocno pijana i rozweselona.
Przysunęła się do chłopaka, objęła go lewą ręką przysuwając go do siebie. Między pijackim bełkotem wydusiła słowa:
- Choć tu… - chwyciła lekko za szyje chłopaka ciągnąc go ku sobie i zaczęła namiętnie całować. Zaskoczony Kordian chciał wyrwać się jej objęciu,
próbując odepchnąć jej twarz od własnej, jednak Paulina chwyciła rękę chłopaka powstrzymując przerwanie pocałunku.
Kordian będąc już po paru głębszych poddał się pocałunkowi bo jak stwierdził i tak nic nie traci.
Wokół zapadła cisza, bo wszyscy zaczęli obserwować ich pocałunek. Pocałunek choć namiętny to trwał dosyć długo.
Gdy Paulina skończyła całować Kordiana stwierdziła, że na razie tyle jej wystarczy i zaczęła wychylać kolejny kufel piwa.
Po zajściu wszyscy wrócili do żywych rozmów, tańców i picia.
Koło godziny 2 w nocy imprezowicze zaczęli zbierać się do swoich domów. Choć sama była dość mocno pijana,
Paulina zabrała ze sobą Kordiana, podparła go na sobie i zawlekła chłopaka do swojego domu.
Był to dom wielorodzinny z dość dużym podwórkiem.
Dziewczyna weszła do domu z Kordianem na plecach, zaniosła go do swojego pokoju i rzuciła na łóżko.
Ściągnęła mu buty a sama udała się do łazienki wziąć szybki, odświeżający prysznic, który odrobine pomógł jej otrzeźwieć. W koszulce na ramiączkach i bieliźnie skierowała się do lodówki w kuchni.
Sięgnęła po butelkę zimnego soku i kucając obok lodówki wzięła kilka łyków. Zimny sok był prawdziwie zbawienne dla dziewczyny. Usłyszała jęki i słaby głos wołania o wodę dochodzący z jej pokoju,
był to ledwo przytomny, pijany Kordian. Kobieta z skierowała się do pokoju.
Chłopak leżał na jej łóżku tak bezsilnie, że jedynie mógł obracać głową, choć i to z mu przychodziło z trudem, bo wszystko wokół wirowało. Co chwila szeptał prosząc o wodę.
Paulina weszła na łóżko i usiadła na chłopcu. Wzięła duży łyk soku i rozchyliła usta chłopaka po czym pocałowała go chcąc w ten sposób ulżyć jego pragnieniu wlewając podczas pocałunku sok.
Drugą ręką przetrzymała mu podbródek, aby nie otworzył ust za szeroko, mały strumień soku spłyną z ust po boku twarzy Kordiana. Po chwili dziewczyna oderwała usta od ust chłopaka i dalej siedząc na nim spytała:
- Kordian? Co Ty tutaj robisz? Ja Cię tu przyniosłam? – widocznie nie pamiętając o tym, bo dalej była pijana.
Z ust Kordiana dało się usłyszeć jedynie szepty, że świat tak szybko wiruje i prośby o wodę.
Dziewczyna zeszła z niego i położyła się obok,
przechylając głowę chłopaka w swoją stronę i rysując palcem po jego ustach. Po chwili milczenia i patrzenia sobie w oczy, Paulina spytała:
- Zrobimy to?
Kordian ledwie rozumiejący co się wokół dzieje spytał nieśmiało:
- Ale co?
No wiesz… - odpowiedziała Paulina z pewnym wzrokiem pełnym pożądania.
Po chwili podniosła się wyżej na łóżku i dodała:
- rączki do góry!
Kordian obrócił się bokiem do niej i uniósł ręce po czym kobieta ściągnęła z niego koszulkę dodając przerywniki:
- Świetnie! – lub – Grzeczny chłopiec!
Gdy chłopak leżał już bez koszulki, Paulina dodała:
- To czas na spodnie!
I zaczęła zdejmować spodnie Kordiana.
Jednak on jej przerwał, przypomniał sobie co się działo podczas buntu, znowu miał przed oczami Rite i Oscara.
Wiec Paulina padła na łóżko obok niego i szybko zasnęła, rozwalając się na całym łóżku.
Kordian zaś położył się na podłodze obok łózka i próbował zasnąć jednak leżał tak zmęczony, ale i bezsenny jednocześnie jeszcze przez jakieś 20 minut
po czym duża ilość alkoholu zrobiła swoje i pozwoliła mu zasnąć.
Kordian nie wiedział jeszcze, że mijający dzień był ostatnim, kiedy dane mu będzie się upić.
Rano, gdy dochodziła godzina 10-ta Paulina zbudziła Kordiana i spytała z uśmiechem:
- Dzień dobry, Kordianie! Co powiesz na śniadanko?
Chwile potem Kordian z mocnym kacem i już ubrany w koszulkę i krótkie spodnie siedział przy stole z Pauliną na balkonie jej domu,
gdzie kobieta dalej była ubrana jedynie w dolną cześć bielizny i koszulkę na ramiączkach, siedziała przy stole po turecku.
Zmęczony Kordian chwytając za kanapki, które Paulina wcześniej przygotowała zauważył, że ma ona ładny widok z balkonu.
Trochę zmieszana Paulina spytała:
- Kordian, słuchaj mam pytanie – wczoraj tyle wypiłam, że praktycznie nic nie pamiętam. Chyba się do ciebie nie dobierałam, co? – choć powiedziała że
praktycznie nic nie pamięta, część wieczoru pamiętała, ale skłamała by sprawdzić reakcje Kordiana.
Na to chłopak odpowiedział sarkastycznie a jednocześnie z powagą:
- Kto by chciał zabawić się z pijaną laską!
- Co za ulga! - zmieszana odpowiedzią chłopaka i jakby z rozczarowaniem odpowiedziała.
- Poszłabym siedzieć za molestowanie nieletniego! – ciągła dalej dziewczyna.
Minęła chwila niezręcznej ciszy. Paulina postanowiła ciągnąć temat dalej:
- Dziwak z ciebie, Kordian. Większość ludzi albo poczułaby się niezręcznie i zwiała albo skorzystała z okazji i faktu, że byłam pijana.
- I miałbym odpuścić darmowe śniadanko? Żal marnować okazje! - Kordian znowu sarkastycznie.
Znowu nastąpiła chwila ciszy. Znowu to kobieta zaczęła rozmowę:
- Mogę zadać pytanie?
- Właśnie to pani zrobiła – Kordian dość pewnie odpowiedział.
- Miałeś nie mówić „pani”, wczoraj przeszliśmy na TY – radośnie odpowiedziała Paulina ciesząc się lekko z małej gafy chłopaka.
- Sorry, faktycznie zapomniałem. – poprawił się chłopak.
- To mogę zadać 2 pytania?
- Jedno już wykorzystałaś, ale tak.
- Skąd te blizny na twarzy i ciele i co ci się w ogóle stało w prawe oko?
- Miałem dość poważny wypadek. – nie chcąc zdradzać prawdziwej historii zdarzeń odpowiedział chłopak, jednak odpowiedź ta zdawała się nie satysfakcjonować kobiety.
Po kilku minutach kolejny raz Paulina zaczęła rozmowę:
- Kordian, zostalibyśmy przyjaciółmi, lub chociaż bliższymi znajomymi?
Kordian się zgodził. Kobieta przechylając głowę na bok i bliżej ku chłopakowi kontynuowała z uśmiechem od pozytywnej odpowiedzi chłopaka:
- Od dzisiaj nie jesteśmy starszą koleżanką i młodszym kolegą ze szkoły tylko przyjaciółmi!
- Wpadnij do mnie czasem na śniadanie. Możesz razem ze swoją ekipą. – dodała po chwili. Na co chłopak również się zgodził.
Po skończonym śniadaniu Kordian pomógł posprzątać i razem z Pauliną pojechał spotkać się z jego przyjaciółmi. Spotkali się w restauracji z fast foodami
gdzie Daria była dociekliwa minionej nocy Kordiana i Pauliny:
- Na pewno wczoraj nie spółkowaliście? – spytała z wrednym, ale żartobliwym uśmiechem.
- Niespodziewanie Kordian okazał się dżentelmenem. – Paulina radośnie skwitowała.
Po wspólnym drugim śniadaniu wszyscy rozeszli się do swoich po południowych spraw.
Po kilku dniach Kordian pojechał do szpitala spotkać się z jego lekarzem prowadzącym. Pojechał z opiekunką z ośrodka, w drodze do szpitala zatrzymali się w sklepie na szybkie zakupy.
Kordian poprosił by Emilia puściła lotka dla niego i dał jej pieniądze. Zażartował, że może coś wygra na koniec życia.
Kobiecie najwyraźniej nie spodobał się żart bo skwitowała go jedynie by nie myślał w ten sposób.
Podczas rozmowy chłopak spytał czy choroba została wywołana przez eksperymenty genetyczne lub mordercze treningi jakie przeprowadzała na nim przestępcza frakcja.
Sam lekarz już o nich wiedział z wyników badań młodego pacjenta, które znacząco odbiegały od normy zwykłych ludzi.
Jednak lekarz wyjaśnił Kordianowi, że choroba owszem jest dziedziczna genetycznie, jednak jej zaawansowane stadium wskazuje na to, że choroba uaktywniła się już wcześniej,
przed intensywnymi treningami i mutacją jego genów.
Jednak sama mutacja i treningi mogły się przyczynić jedynie do przyspieszenia pojawienia się objawów choroby, które prędzej czy później i tak by się pojawiły.
Minął kolejny tydzień. Kordian rozmyślając nad całym dotychczasowym życiem, nad ostatnimi wydarzeniami doszedł już drugi raz w swoim życiu do tej samej myśli – skoro rodzice go zostawili, nie ma nikogo, mimo że jego paczka uważa się za jego przyjaciół,
on sam za ich przyjaciela już nie, głównie dlatego że przyzwyczaił się że jest sam.
Jest słabeuszem bez perspektyw, nie ma pieniędzy, nikogo nie zmartwi jego strata i w dodatku jest śmiertelnie chory, więc i tak niedługo umrze, to dlaczego by nie skończyć tego już teraz? Po co się męczyć o obciążać wszystkich wokół?
Często siedział na dachu ośrodka, oparty o murek i podziwiał słońce, to była jego samotnia. Tym razem obserwował słońce które już zaczęło zachodzić ale wciąż mocno grzało, długo myślał na swoim życiem.
W końcu wstał, wtedy już zdecydował. Po raz drugi zbliżył się do krawędzi dachu. Było to to samo miejsce gdzie to Cara powstrzymała go od skoku.
Stał już na krawędzi, rozłożył ręce, zamknął oczy i już się przechylał…
Jednak ktoś znowu mu przerwał. Szybko myśl mu przeszła, że jest tak żałosny, że nawet zabić się nie potrafi. Tymi którzy odciągnęli go od krańca dachu była Daria i Radek.
Przyjaciele Kordiana przyparli go to murku o który zazwyczaj się opiera gdy przychodzi na dach.
Radek usiadł za nim, by przetrzymać mu ręce i nogi a żeby się nie wyrwał. Kordian płakał, rzucał się. Krzyczał by go puścili i dali mu to skończyć. Daria nie wytrzymała i spoliczkowała chłopaka. Ten od razu się uspokoił.
Zapłakana dziewczyna złapała go za ramiona i wykrzyczała przez łzy:
- Obiecaj nam, że nigdy więcej tego nie zrobisz! Że więcej nie spróbujesz skoczyć ani innych rzeczy by umrzeć, słyszy?! Obiecaj!!!
- Obiecuje! – Kordian przez łzy odpowiedział.
Następnie Daria przytuliła chłopca, tak mocno że prawie nie mógł oddychać.
Gdy wszyscy się uspokoili, wstali i chcieli już iść z dachu, jednak Kordian chciał jeszcze zostać. Więc cała trójka została na dachu by podziwiać zachód słońca.
W tym momencie Kordian dostał smsa od Emilii i zdjęcie, które było dowodem, że liczby które skreślił Kordian były wygrane. Nagroda była podana w funtach i liczyła 60 milionów,
czyli ponad 300 milionów złotych. Ta wiadomość mocno zdziwiła Kordiana, ale i dała mu nadzieje na nową przyszłość.